Euro 2012. Remis Polaków z Rosją. Teraz trzeba pokonać Czechów

Najlepszy występ zespołu Franciszka Smudy dał remis 1:1 z Rosją, jednym z faworytów Euro i nadzieję na awans do ćwierćfinału. Jeśli w sobotę we Wrocławiu Polska pokona Czechy, wyjdzie z grupy.

Przez 37 minut polscy piłkarze grali fantastycznie taktycznie. Pomysł z trzema defensywnymi pomocnikami zdawał egzamin. Dariusz Dudka i rozgrywający znakomite spotkanie Rafał Murawski rządzili przed dwójką środkowych obrońców i postawili rygiel nie do sforsowania dla Rosjan. Trzeci ze środkowych pomocników Eugen Polański również włączał się w akcje ofensywne i zaskakiwał rywali dokładnymi podaniami. Polska funkcjonowała jako zespół i tylko w ten sposób mogła przetrwać mecz z Rosjanami. Nie mogło pęknąć żadne z jedenastu ogniw łańcucha Franciszka Smudy.

Polski zespół wytrącił Rosjanom ich atuty, pozbawił szans na dośrodkowania, a prostopadłe podania były blokowane. Szanse na gola stwarzane były po stałych fragmentach doskonale wybijanych przez Ludovika Obraniaka. W trzeciej minucie piłki dotknął Sebastian Boenisch, ale trafił w nogę rosyjskiego bramkarza Małafiejewa. Pech był ogromny, bo kilka centymetrów w prawo bądź lewo i byłoby 1:0. Po przerwie blisko znowu był Boenisch, a potem Perquis. A przecież w trakcie przygotowań do turnieju stałym fragmentom Polacy poświęcali najmniej czasu.

W 37. min znalazło się ogniwo, które pękło. Marcin Wasilewski niepotrzebnie sfaulował obrońcę Jurija Żyrkowa bardzo blisko narożnika pola karnego. Andrij Arszawin dośrodkował, Ałan Dżagojew oddał głową trzeci celny strzał w turnieju i po raz trzeci trafił do siatki.

Po przerwie Polacy zaatakowali z pasją. Niewiele brakowało, by trafił Lewandowski, ale też rozluźnione szyki w tyłach dawały możliwość Rosjanom do nacierania na bramkę Przemysława Tytonia, który bronił bardzo pewnie. Kotłowało się po obu stronach boiska. Polacy z każdą minutą zaczynali grać coraz odważniej i chaotyczniej. Wydawało się, że bardziej sercem niż rozumem. Że w pewnym momencie padną z wycieńczenia. Ale ich ataki dały piorunujący efekt! Na Rosjan spadł grom z jasnego nieba. Dosłownie.

W 57. min Kuba Błaszczykowski po świetnej kontrze Obraniaka oddał chyba swój najmocniejszy w życiu strzał lewą nogą. W samo okienko bramki Małafiejewa. Stadion Narodowy uniósł się w posadach. To znaczy kapitan!

Polacy znowu grali jak drużyna, uspokoili tempo, cofnęli na swoją połowę i starali się wychodzić z kontrami. Mecz był emocjonujący. W 67. min Tytoń kapitalnie obronił strzał Denisowa, ale później więcej szans mieli biało-czerwoni. W odpowiedzi Małafiejew szczęśliwie odbił piłkę po uderzeniu Polańskiego i kolejnym dobrym podaniu Obraniaka.
Polacy imponowali konsekwencją i ofiarnością. Ryzykowali, ale nie popełniali błędu. W polach karnych dochodziło do dantejskich scen i rozpaczliwych interwencji zawodników obu zespołów. Polacy wytrzymali mecz kondycyjnie, w ostatnich minutach wyglądało nawet, że to Rosjanom "odcięło prąd". Już nie hasali z takim impetem pod polską bramkę, a zespół Smudy parł do przodu.

Tyle, że brakowało zimnej krwi - parę razy zamiast strzelać na wiwat, powinni spokojniej rozegrać piłkę. Szansę na gola piękniejszego niż tego, którego zdobył Kuba były niewielkie.

Polacy stworzyli więcej okazji w meczu z medalistami poprzedniego Euro. Wydawali się silniejsi. Pokazali charakter i umiejętności. Przeciwko Grecji fantastyczna była tylko pierwsza polowa. Z Rosją - całe spotkanie poza 37. minutą. Jeśli w taki sposób zagrają z Czechami, ćwierćfinał będzie blisko.

Grecja - Czechy, wynik 1:2. Grecki mur runął w 6 minut

Defensywa reprezentacji Hellady nazywana jest murem. Tyle że wczoraj prezentowała się równie słabo, jak grecka gospodarka. Już po 6 minutach Czesi prowadzili dwoma bramkami, ale rozłożonym na łopatki rywalom pomógł wstać bramkarz Petr Cech, prezentując im komicznego gola. Grekom nie udało się jednak wyrównać, przegrali 1:2.

Czesi byli szybsi i bardziej agresywni, a Grekom - tak jak w spotkaniu z Polakami - bardzo dużo czasu zajęło, żeby się pozbierać do kupy i zacząć wreszcie grać swoje. Pod koniec pierwszej połowy przejęli inicjatywę, a Georgios Fotakis trafił głową do siatki, ale sędziujący Grekom na EURO arbitrzy chyba mszczą się na nich za kryzys i wysoki kurs franka. W spotkaniu z Polską w dziwnych okolicznościach z boiska wyrzucony został Papasthopoulos, a teraz sędzia nie uznał raczej prawidłowo zdobytego gola, odgwizdując spalonego.

Na początku drugiej połowy wydawało się, że Grecy są w fatalnej sytuacji, ale pomocną dłoń niespodziewanie wyciągnął do nich bramkarz Petr Cech. Gwiazdor Chelsea Londyn zachował się fatalnie - zamiast złapać piłkę, odbił ją nieporadnie jak ostatnia fajtłapa wprost pod nogi Theofanisa Gekasa. Grecki napastnik strzelił spokojnie do pustej bramki i było już tylko 1:2. Piłkarze z Hellady ruszyli do wściekłych ataków, ale nie udało im się wyrównać. Mimo to wciąż są w grze o awans.
Grupa B
W środę rywalizację kontynuowała grupa B, nazywana "grupą śmierci". We Lwowie Dania grała z Portugalią, natomiast w Charkowie Holendrzy mierzyli się z Niemcami.

Dania - Portugalia 2:3

Po porażce w pierwszym meczu z Niemcami Portugalia chcąc realnie myśleć o wyjściu z grupy musiała wygrać z Danią. Od pierwszych minut piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego narzucili szybkie tempo gry, do którego nie potrafili się dostosować podopieczni Mortena Olsena.
Wynik spotkania w 24. minucie otworzył golem strzelonym głową Pepe. Niecały kwadrans później było już 2:0 za sprawą trafienia Heldera Postigi - swoją drogą było to jego jedyne celne uderzenie w całym meczu. Duńczycy jeszcze przed przerwą zdołali zdobyć gola kontaktowego, co zwiastowało bardzo ciekawą drugą połowę.

Po zmianie stron role się odwróciły i to "gang Olsena" przejął inicjatywę na boisku. Kolejne ataki nie przynosiły jednak Duńczykom upragnionego wyrównania. Zamiast remisu mogło być za to 3:1 dla Portugalii, ale doskonałą okazję do podwyższenia prowadzenia zmarnował Cristiano Ronaldo. Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, o czym przekonali się na własnej skórze Portugalczycy. Kilkadziesiąt sekund po pudle gwiazdora Realu Madryt na 2:2 strzelił Nicklas Bendtner, dla którego było to drugie trafienie w tym meczu.

Ostatnie słowo należało jednak do "Seleccao". 3 minuty przed zakończeniem regulaminowego czasu gry pięknym uderzeniem z pół woleja Sorensena pokonał Silvestre Varela. Warto odnotować, że strzelec zwycięskiego gola wszedł na boisko dopiero w 84. minucie spotkania, a więc na wpisanie się na listę strzelców potrzebował zaledwie 180 sekund.

Holandia - Niemcy 1:2

W pierwszej kolejce Holendrzy przegrali z Danią 0:1, co postawiło drużynę Berta van Marvijka pod ścianą. Już na samym początku fazy grupowej "Oranje" wykorzystali swój margines błędu i z Niemcami musieli wygrać, żeby nie musieć nerwowo oglądać się na innych.

Po 45 minutach gry Holendrzy mieli jednak niewesołe miny. Dwa gole Mario Gomeza skomplikowały i tak już trudną sytuację wicemistrzów świata. Po przerwie dalej atakowali Niemcy, a Holendrzy próbowali grać z kontrataku.

"Oranje" razili nieporadnością. Wydawało się, że indywidualne akcje Robbena to jedyne na co tego dnia stać zespół Berta van Marvijka. Nadzieję na uzyskanie korzystnego rezultat kibicom z Niderlandów dał w 73. minucie Robin Van Persie, pokonując Neuera precyzyjnym strzałem z dystansu. Gol przywrócił Holendrom wiarę w siebie, ale mimo to nie potrafili oni doprowadzić do remisu i koniec końców przegrali z Niemcami 1:2.

Grupa C

W czwartek swoje spotkania rozgrywała Grupa C - w Poznaniu Włosi zmierzyli się z Chorwacją, a w Gdańsku Hiszpanie z Irlandią.

Włochy - Chorwacja 1:1

W pierwszych 20 minutach spotkania zdecydowaną przewagę osiągnęli Włosi, którzy praktycznie nie schodzili z połowy rywali. Swoje szanse mieli Balotelii i Marchisio, ale obaj w świetnych sytuacjach nie potrafili zmusić Pleitkosy do kapitulacji. Po nieco ponad kwadransie przebudzili się Chorwaci, choć ich ataki skrzydłami nie stwarzały zbyt dużego zagrożenia pod bramką Gianluigiego Buffona.
Wynik meczu w 38. minucie otworzył przepięknym golem z rzutu wolnego Andrea Pirlo. Jeszcze przed przerwą na 2:0 mógł podwyższyć Cassano, ale piłkarz Milanu nie trafił w bramkę.

Po zmianie stron spotkanie się wyrównało. Chorwaci swoich szans upatrywali głównie w stałych fragmentach gry, ponieważ włoska defensywa funkcjonowała perfekcyjnie. W 72. minucie popełniła jednak błąd, który ostatecznie kosztował "Squadrę Azzurrę" zwycięstwo.

Po świetnym dośrodkowaniu Ivana Strinicia piłkę w bramce Buffona umieścił Mario Mandzukić.

Do końcowego gwizdka wynik nie uległ już zmianie i oba zespoły podzieliły się punktami. W ostatniej serii spotkań Włosi zagrają z Irlandią i jeśli nie chcą pożegnać się z turniejem po fazie grupowej, to muszą ten mecz wygrać - wyspiarze nie mają już co prawda szans na awans do ćwierćfinałów, ale mimo to będą chcieli godnie pożegnać się z turniejem, więc nie będą łatwym rywalem. Wygrana Irlandii lub remis w tym pojedynku daje awans z grupy Chorwatom i Hiszpanom (niezależnie od wyniku bezpośredniej konfrontacji tych drużyn w ostatniej kolejce).

Hiszpania - Irlandia 4:0

Mistrzowie świata i Europy w pierwszym spotkaniu po przeciętnej grze zremisowali z Włochami 1:1. "La Furia Roja" rozstrzelać miała się przeciwko Irlandii, która w grupie C może uchodzić za Kopciuszka (Irlandczycy na dużym turnieju o randze międzynarodowej grają po raz pierwszy od 10 lat).

Już na samym początku meczu gola dla Hiszpanów strzelił Fernando Torres, który potężnym strzałem z około 7 metrów zmieścił futbolówkę tuż pod poprzeczką bramki Shaya Givena.

Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem nawałnicy ataków piłkarzy z półwyspu Iberyjskiego. Irlandczycy co jakiś czas starali się wyprowadzać kontry, ale przeważnie kończyły się one równie szybko jak zaczynały. Mimo wielu okazji do podwyższenia prowadzenia do przerwy nie obejrzeliśmy już więcej goli.

Tuż po rozpoczęciu drugiej odsłony meczu kolejną bramkę dla Hiszpanii strzelił David Silva. Pomocnik Manchesteru City - mimo asysty trzech obrońców - lekkim, technicznym strzałem po ziemi umieścił piłkę w siatce. Nie wiele brakowało, a kilkadziesiąt sekund później Silva ponownie wpisałby się na listę strzelców, lecz tym razem przeszkodził mu kapitalną robinsonadą Shay Given.

W 70. minucie irlandzki bramkarz nie miał jednak już nic do powiedzenia, gdy w sytuacji sam na sam drugi raz tego wieczora pokonał go Torres. Tuż po tym Vincente Del Bosque zdjął z boiska "El Nino", aby tysiące hiszpańskich kibiców mogło owacją na stojąco podziękować napastnikowi za świetny występ.

W jego miejsce na boisku pojawił się Cesc Fabregas - 10 minut po wejściu na boisko wychowanek Barcelony ustalił wynik meczu na 4:0.

Ukraina – Francja 0:2

W niezbyt dobrych nastrojach zakończyli piątkowy wieczór ukraińscy kibice. Ich piłkarze nie sprostali znacznie lepiej prezentującym się Francuzom i przegrali wyraźnie - 0-2. Cztery i pół minuty po pierwszym gwizdku holenderski arbiter Bjoern Kuipers przerwał grę i nakazał piłkarzom opuszczenie murawy. Nad stadionem w Doniecku nie tylko przeszła potężna ulewa, która zmoczyła nawet kibiców siedzących tuż pod dachem, ale też zaczęły grzmieć pioruny. Mecz wznowiono godzinę potem.

Ekipa "Trójkolorowych" od tej pory niepodzielnie rządziła na nasiąkniętej murawie. Wydawało się, że grząska trawa będzie atutem dla mających gorzej wyszkolonych technicznie zawodników gospodarzy, ale stało się inaczej. Tylko dzięki świetnej postawie w bramce Andrija Piatowa, nie doszło do prawdziwej klęski. Goście znad Sekwany przejęli kontrolę nad wydarzeniami meczu i zmusili wyraźnie słabszego przeciwnika do dostosowania się do ich gry. Na objęcie prowadzenia czekali jednak dość długo.

Próby strzałów z daleka Karima Benzemy 27-letni golkiper Szachtara Donieck bez kłopotów chwytał. W świetnym stylu sparował także silne uderzenie głową Philippe'a Mexesa. Sześć minut przed przerwą środkowy obrońca AS Romy wyskoczył najwyżej do centry Samira Nasriego z rzutu wolnego i był bliski powodzenia, ale po interwencji Piatowa tylko złapał się za głowę.

Udało się w 53. minucie gry. Prawoskrzydłowy francuskiej reprezentacji Jeremy Menez przejął podanie od Benzemy, zwiódł Jewhena Selina i płaskim strzałem w bliższy róg bramki zmusił bramkarza Ukraińców do kapitulacji. Trzy minuty potem, ponownie Benzema, obsłużył idealnym podaniem, między stoperów rywali, Yohana Cabaye'a, a ten nie zmarnował sytuacji "sam na sam".

Szwecja – Anglia 2:3,

To był szalony mecz. Olof Mellberg mógł zostać bohaterem Szwecji, ale Anglia pokazała, że bez Wayne'a Rooney'a też potrafi być wyjątkowo skuteczna. Podopieczni Roya Hodgsona przeżyli chwile grozy, ale zdobyli cenne trzy punkty.

Dla obu reprezentacji było to spotkanie o wszystko, ale na żadnej nie ciążyła presja. Szwedzi od początku byli kandydatami na autsajderów. Z kolei skłóconej, przetrzebionej kontuzjami i prowadzonej przez nowego trenera Anglii przed mistrzostwami tym razem nawet zagorzali brytyjscy kibice nie dawali wielkich szans.

Ale od pierwszych minut spotkania ze Szwedami zapowiadało się, że Anglicy znowu sprawią kibicom miłą niespodziankę. W pierwszej połowie grali tak, jakby chcieli udowodnić, że są w stanie poradzić sobie bez zdyskwalifikowanego Wayne'a Rooney'a. Siedzący na trybunach gwiazdor Manchesteru United mógł bić brawo z uznaniem, ale też... niepokojem, bo Anglikom w ogóle nie przeszkadzała jego nieobecność.
Mądrze się bronili i efektownie atakowali. Już na początku groźnie strzelali Danny Welbeck i Scott Parker, a za chwilę było 1:0. Gol padł dzięki akcji spod znaku Liverpoolu. Talentem znów błysnął 23-letni napastnik Andy Carroll, który w 23. minucie wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie Stevena Gerrarda.

Wydawało się, że Szwedom, którzy byli gotowi pójść z Anglikami na wymianę ciosów, brakowało pomysłów. Z początku całą nadzieję pokładali w Zlatanie Ibrahimoviciu, który uczestniczył w niemal w każdej akcji. Gwiazdor szwedzkiej kadry wbiegał w pole karne, przepychał się między obrońcami, uderzał z dystansu, wykonywał rzuty wolne, ale jego koledzy rzadko dochodzili do sytuacji strzeleckich.

Aż do 49. minuty. Do rzutu wolnego podszedł Ibrahimivić. Najpierw trafił w mur, ale za chwilę kopnął jeszcze raz. Piłka wylądowała pod nogą Olofa Mellberga, który skorzystał z prezentu.

Po golu Szwecja poszła za ciosem. Zepchnęli Anglię do defensywy, a ich niektóre kombinacyjne akcje i prostopadłe podania mogło doprowadzić rywali do szewskiej pasji. Kolejnego gola, tym razem po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, strzelił Mellberg, a szwedzcy dziennikarze pewnie już kreowali go na bohatera narodowego.

Jednak kibice, którzy na przemian przeżywali chwile smutku i radości, za chwilę znów dostali mocną dawkę emocji. Trenerskim nosem wykazał się Hodgson - wprowadził na boisko Theo Wallcotta, którzy trzy minuty po wejściu zdobył pięknego gola zza pola karnego.
Szans było jeszcze kilka - bramkę Anglików bombardował m.in. Ibrahimović, ale genialną bramkę piętą strzelił Welbeck.

Dzięki temu Anglicy znaleźli się w komfortowej sytuacji. Do awansu wystarczy im remis w ostatnim meczu z Ukrainą. Szwedzi nie mają już szans na awans i przed spotkaniem z Francją mogą spakować walizki.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (5)