Po podpisaniu tajnych protokołów umowy Ribbentrop - Mołotow, które umożliwiły początkowo III Rzeszy, a potem ZSRR agresję na Polskę, faktycznie dokonano czwartego rozbioru kraju. Wiedzą o tym dziś prawie wszyscy, toteż chodzi mi o uświadomienie tych nielicznych, którzy jeszcze wierzą w narzuconą nam przez sowiecką historiografię tezę o wyzwoleńczych działaniach Armii Czerwonej na terytorium suwerennego państwa. I druga sprawa, którą chciałbym poruszyć, to sprawa stawiania czy niestawiania oporu agresorowi ze wschodu.

Polska Socjalistyczna Republika Radziecka

Może nie wszyscy wiedzą, ale w pierwotnych planach strategów moskiewskich było utworzenie na terenach okupowanych Polskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Ten zamiar jak najlepiej świadczył o prawdziwych celach Stalina wobec Polski, a nie o jego trosce o życie i mienie mieszkańców tych terenów i ich obronie przed wojną. I chodziło tu nie tylko o tereny wschodnie kraju, tzw Kresy, ale o zabranie Polsce jej rdzennych terenów na wschód od linii rzek Narew -Wisła -San, czyli o zabranie połowy kraju.

A że była to zwyczajna agresja, dobitnie uzasadnił polityk i prawnik Karol Karski w artykule pt. Agresja ZSRR na Polskę. Aspekty prawnomiędzynarodowe. Radzę przeczytać. Według historyków i prawników, niczym nie sprowokowana agresja ZSRR stanowiła pogwałcenie czterech obowiązujących umów międzynarodowych: traktatu ryskiego z roku 1921 o wytyczeniu granicy polsko-radzieckiej, protokołu Litwinowa z roku 1929 o wyrzeczeniu się wojny jako środka rozwiązywania sporów, paktu o nieagresji między ZSRR i Polską z roku 1932 oraz międzynarodowej konwencji o określeniu napaści. Stąd wniosek, który się sam nasuwa, a mianowicie: naruszenie powyższych umów i traktatów jest dowodem, że agresja ZSRR nie miała żadnego międzynarodowego uzasadnienia względami politycznymi, gospodarczymi, społecznymi czy ustrojowymi. Na niekorzyść agresora ze wschodu wskazuje też historia, która twierdzi, że ziemie ”uwalniane” przez niego od wojny nigdy nie należały do ZSRR. Ziemie te dobre cztery wieki należały do Wielkiego Księstwa Litewskiego, dwa wieki do Rzeczpospolitej Obojga Narodów i przeszło wiek do Imperium Rosyjskiego oraz Austro -Węgier.
II Rzeczpospolita

A teraz dotknijmy nieco spraw II Rzeczpospolitej: jej sytuacji wewnętrznej. W tym wypadku dojdziemy do nieciekawego spostrzeżenia, że nie była ona krajem w pełni demokratycznym, szczególnie po roku 1926, kiedy ograniczono moc ustawodawczą Sejmu, a partie lewicowe okazały się w opałach. Im dalej, tym lepiej. ”Wybory brzeskie“ (1930) stały się tą cezurą czasową, za którą kraj coraz bardziej począł się staczać ku rządom autorytarnym, a dominować zaczął obóz sanacyjny.

II Rzeczpospolita z punktu widzenia polityki narodowościowej też nie była wzorem dla innych, a granicę wschodnią rozpatrywano jako granicę etniczną. Miały miejsca akty dyskryminacyjne wobec mniejszości narodowych, szczególnie w dziedzinie kultury i oświaty, które zaostrzono po roku 1926, a szczególnie po roku 1935. Zamiast tego, by pójść drogą federalizacji kraju, jego przywódcy już od początku poszli drogą państwa unitarnego, co też wywołało szereg konfliktów na tle narodowościowym, a które trwały nieprzerwanie w ciągu całego okresu międzywojennego, co odbiło się potem negatywnie na spójności narodowej wobec agresorów.

Zapomniano widać, że ówczesna Polska była krajem wielonarodowościowym i wielokulturowym. Według spisu powszechnego przeprowadzonego w roku 1931 Polacy stanowili 68,9 proc. ludności, chociaż, jak twierdzą dziś niektórzy historycy i naukowcy, cyfra ta jest zawyżona. Były też ograniczenia czysto gospodarcze wobec mniejszości. Tak Ukraińców, których podejrzewano o brak lojalności wobec państwa, usuwano z pracy w administracji państwowej, służbie leśnej, łączności i komunikacji. Wobec Żydów na uczelniach stosowano “getto ławkowe”, a i pogromy się zdarzały. Nawracano prawosławnych na katolicyzm, a głównym wykonawcą było wojsko na czele z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym. Te polonizacyjne zapędy władzy sanacyjnej ostatecznie zepsuły stosunki narodowościowe w Polsce i, jak twierdzą historycy, stały się jedną z przyczyn, choć nie najważniejszą, przegranej w wojnie obronnej roku 1939. O czym mogą świadczyć np. dywersyjne akty nacjonalistów ukraińskich w momencie agresji niemieckiej i elementów komunistycznych po wkroczeniu sowietów.

Najeźdźca ze wschodu

Teraz przejdźmy do zagadnienia stawiania czy niestawiania zbrojnego oporu wobec najeźdźcy ze wschodu. Wiemy, że atak sowiecki był, niemiecki zresztą też, przeprowadzony bez wypowiedzenia wojny, że propaganda sowiecka wprowadziła wiele jednostek KOP-u, nieliczne oddziały WP na tych terenach w błąd, twierdząc, że idą ”bić Niemca”, a tymczasem pozwoliło im to na rozbrojenie polskich oddziałów. Brak wyraźnego rozkazu Naczelnego Wodza oraz tragiczna łączność sprawiły, że dowódcy poszczególnych jednostek nie wiedzieli, jak się mają zachować. Należałoby też zwrócić uwagę na to, że dowódcy jednostek polskich często nie odważali się wydawać rozkazów do przeciwstawienia się Armii Czerwonej na terenach zamieszkałych w większości przez Ukraińców i Białorusinów ze względu na ich sympatie i poparcie jednostkom sowieckim, a i w swoich szeregach przecież mieli sporo żołnierzy i sierżantów niepolskiego pochodzenia i nie wiedzieli, jak się tamci zachowają. W tym kontekście nasuwa się sporo pytań.

Mimo że prezydent Ignacy Mościcki uznał atak ZSRR za agresję, jak w przypadku ataku niemieckiego, to faktycznie “wybielił” agresora, bo wraz z marszałkiem Edwardem Śmigłym-Rydzem (od roku 1935 zmienił kolejność członów swego nazwiska) zgodził się na rozkaz-nie rozkaz następującej treści: ”Z bolszewikami nie walczyć,chyba w razie natarcia z ich strony oraz prób rozbrajania. Miasta do których podejdą bolszewicy powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii”.

Czy oni obaj już wiedzieli o postanowieniu sojuszników w Abbeville z dnia 12 września o faktycznym zaniechaniu ich zbrojnej pomocy dla Polski, czy zrozumieli, że kampania jest przegrana i należy oszczędzić jak najwięcej istnień ludzkich wśród żołnierzy i cywilów? A może należało podjąć walkę i pokazać światu, że mamy dwóch agresorów? Podejmując - niech beznadziejną- walkę, polscy żołnierze, którzy by trafili do niewoli, uzyskaliby status jeńców wojennych, choć Stalin nie podpisał konwencji genewskiej o jeńcach i wątpię, czy to by ulżyło ich losowi, jak nie ulżyło losowi internowanym i zgładzonym w Katyniu. Muszę przyznać, że to pytanie nie daje mi spokoju i nie znajduję wyraźnej odpowiedzi na nie u licznych autorów publikacji na ten temat. Jedno dla mnie jest jasne, że wydając taki rozkaz Wódz Naczelny jakby dał do zrozumienia wszystkim, że tereny wschodnie kraju nie są w pełni polskie, za wcześnie też opuścił swe stanowisko głównodowodzącego i zostawił bez odpowiednich rozkazów i koordynacji siły zbrojne RP, pozostawiając w dodatku w stolicy wszystkie dokumenty dotyczące służb wywiadu i kontrwywiadu,które dostały się w ręce Niemców. I tego człowieka na następcę Józefa Piłsudskiego zaproponował sam prezydent - tak twierdzą znawcy przedmiotu.

Choć był niewątpliwie człowiekiem zasłużonym dla kraju: walczył o niepodległość Polski, odznaczył się w wojnie polsko-bolszewickiej, a jako dowódca był śmiały i posiadający zimną krew w trudnych sytuacjach. Brakło mu jednak strategicznego myślenia, o czym świadczą jego liczne błędy podczas Kampanii Wrześniowej, oraz autorytetu męża stanu, jaki posiadał jego poprzednik, a politykę kadrową w wojsku po roku 1935 zaczęto, nie bez jego udziału, kształtować nie według zdolności dowódców, ale według ich legionowej przeszłości.

Tacy zdolni dowódcy, jak Tadeusz Kutrzeba, Kazimierz Sosnkowski czy Władysław Sikorski, byli spychani na dalszy plan, a dowódców pokroju Mieczysława Boruty-Spiechowicza, Stefana Dąb-Biernackiego, Kazimierza Fabrycego awansowani na wysokie stanowiska. Ci ostatni zresztą nie zdali egzaminu z Kampanii Wrześniowej, niektórzy nawet zdezerterowali. I stało się to ,co się miało stać-kraj został po raz kolejny wymazany z mapy świata. Tak więc, mimo wszystko, bić się z sowietami należało, by po jakimś czasie, chociażby w Jałcie, powiedzieć światu, że nam zabrano nasze ziemie i należałoby je zwrócić prawowitym właścicielom - Polakom. Być może wtedy tam inaczej spojrzano na przyszłe granice Polski, które obficie nasiąkły krwią polskiego żołnierza. A rozkaz do stawiania czy niestawiania oporu najeźdźcy ze wschodu powinien był być jasny i krótki-jak w wojsku.

5. artykuł

Dziś mamy podobną sytuację: Polska wraz z Wielką Brytanią oraz Francją należy do jednego sojuszu obronnego-NATO. Ale jeśli wybuchnie jakiś poważny konflikt, czy Polacy mogą być pewni pomocy z ich strony i czy zadziała ten 5. artykuł, bo osobiście mam niektóre wątpliwości. Przed 86 laty nie pomogli dlatego, że we Francji wtedy dominowały nastroje pacyfistyczne oraz strategia obronna kraju (Linia Maginota), toteż choć mieli ogromną przewagę nad Niemcami na froncie zachodnim w ludziach i sprzęcie, który nie ustępował niemieckiemu, nie zaatakowali. Anglicy zaś zupełnie nie byli przygotowani do wojny i tylko po okupacji Czech i przekształceniu ich w Protektorat Czech i Moraw zrozumieli, że czas się zbroić kosztem “zapomnianej” Polski, która im dała na to więcej czasu poprzez swą heroiczną obronę wobec dwóch agresorów. Ale gwoli sprawiedliwości musimy przyznać, że rozpoczęli działania zbrojne na morzu i przystąpili do morskiej blokady Niemiec. Zresztą ser Winston Churchill, który w tym okresie został premierem W. Brytanii, nie pozwoliłby na atak sił lądowych oraz lotnictwa na III Rzeszę, gdyż były nieliczne, niedozbrojone i źle przygotowane, a mimo swej wrogości do ideologii komunistycznej widział w Stalinie liczącego się sojusznika w walce z nazizmem, który uważał w tamtym czasie za większe zło dla ludzkości niż stalinowski komunizm.

Tadeusz Jarmołowicz

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (193)