„Jednak czułam wewnętrzny, duchowy głód. Czułam, że idę nie swoją drogą i robię nie to, co powinnam. Czegoś mi brakowało. Dwa miesiące przed ślubem zwróciła pierścionek i powiedziałam, że powinnam pomyśleć o tym, co chciałabym robić w tym życiu i jaką drogą pójść. W Polsce królował komunizm. To był szczególny okres, kiedy wokół siebie widziałam wiele biednych, krzywdzonych ludzi, wiele niesprawiedliwości” - wspominała siostra Michaela.

Po wstąpieniu do zakonu dziewczyna od razu poczuła, że to jest miejsce, w którym chce przebywać. To się wydarzyło przed 30 laty, z których 20 siostra spędza z chorymi i umierającymi. Opieka nad ciężkimi chorymi było to, czego szukała: radości z niesienia pomocy.

„Umierający uczą zdrowych, jak należy żyć, jakimi są prawdziwe wartości, jak się cieszyć z życia. Jednak obowiązkiem zdrowych jest zaopiekowanie się chorymi, udzielenia im czasu i zapewnienia, aby się poczuli możliwie najlepiej. To – niby obustronna wymiana: coś dajesz, coś otrzymujesz” - mówiła siostra Michaela.

Codzienny widok cierpiących i umierających ludzi powinien być ciężki psychologicznie?

Jeśli zostawię chorego człowieka nikt mu więcej może nie pomóc. Więc jak mogę go zostawić? Człowiek cierpi, lecz nie możemy od niego się odwrócić, zostawić w samotności tylko, żeby ochronić siebie. Ta byłoby nieludzkie.
Nasz poziom ludzkości pokazuje nasz stosunek do chorych, cierpiących, biednych. Czy chcemy ich odseparowania, odizolowania, czy jednak chcemy tworzyć piękne społeczeństwo, w którym jest miejsce każdemu? Nie możemy zostawić tych ludzi za burtą, powinniśmy być obok i pomagać. Służba niesie mi radość, gdyż czuję, że przyczyniam się do tworzenia lepszego świata, do jego zmieniania.
Ponadto, my, chrześcijanie, nie myślimy, że śmierć jest końcem, to po prostu przejście do innej realności, która jest niedostępna dla żywych. Wiara w życie po śmierci zmniejsza ból utraty. Również radość niesie świadomość, że zrobiliśmy wszystko, aby ostatnie dni pacjenta byłyby lepsze, aby mniej cierpiał, aby nie pozostał w samotności, a cieszył się towarzystwem bliskich.

Dlaczego postanowiła siostra przyjechać na Litwę?

Kardynał Audris Juozas Bačkis zaprosił mnie, abym założyła hospicjum. W Polsce takim domów opieki jest ponad 600, w kilku z nich pracowałam.
W 2008 roku przyjechałam do Wilna i praktycznie od razu rozpoczęłam tworzenie hospicjum: planowałam, szukałam sponsorów, rozpowszechniałam sam pomysł domu opieki. Wyremontowaliśmy budynek wcześniej należący do więzienia i w 2012 roku otworzyliśmy hospicjum. Następnie były poszukiwania i szkolenia personelu, a w 2013 przyjęliśmy pierwszych pacjentów.

W hospicjum jednocześnie możemy opiekować się 14 pacjentami. Oferujemy również usługi hospicjum, kiedy lekarze i wolontariusze opiekują się chorymi w domu. Nasi pacjenci – to chorzy na choroby onkologiczne, którym medycyna już pomóc nie może. Po usłyszeniu takiej diagnozy człowiek czuje się bardzo wystraszony, bliscy również czują się bezsilni. Właśnie w takiej sytuacji przybywamy z pomocą. Opiekujemy się nie tylko chorymi, ale i jego bliskimi.
Ogółem w hospicjum pracuje 34 etatowych pracowników: lekarze, pielęgniarki, psycholog, pracownik socjalny, kuchnia, kierowcy, administracja.

Czy pomagacie wszystkimi zwracającym się o pomoc?

Zwraca się więcej chorych niż mamy miejsca. Jednak staramy się nie zostawiać chorego bez opieki, proponujemy opiekę w domu. Wszystkie nasze usługi są bezpłatne, Przyjmujemy wszystkich, nie zważając na narodowość, obywatelstwo, wiarę czy status socjalny.
Pomagają nam wolontariusze. Około 30 osób. Jedni opiekują się chorymi, wyprowadzają ich na dwór, inni – pomagają w kuchni, wykonują inne prace. Nasi wolontariusze – osoby w różnym wieku. W hospicjum pracują też więźniowie, trzech z nich w taki sposób skrócili czas odsiadki.

Czym hospicjum różni się od szpitalu?

Pierwsze hospicjum zostało założone w 1967 roku w Londynie. Są trzy podstawowe zasady. Pierwsza – wszystkie usługi są bezpłatne, druga – najważniejszym jest człowiek, nie ważna, jakiej jest narodowości, wiary czy statusu socjalnego, trzecia – wolność pacjenta uwzględniając jego chęci, człowiek może wybrać, jakie procedury będą stosowane, gdzie ma przebiegać opieka – w domu czy w hospicjum.

Opiekujemy się i ciałem, i duszą. Pomagamy nie tylko lekarstwami, ale też udzielamy pomocy psychologicznej, staramy się przebywać obok. Myślą przewodnią hospicjum – aby chory czuł się jak w domu. U nas oni czują się swobodnie, mogą robić, co chcą: mocniejsi mogą chodzić, wrócić do domu, nawet wychylić lampkę wina. Bliscy odwiedzający chorego mogą pozostawać ile chcą. Jeden z chorych przed śmiercią chciał się rozwitać ze swoim psem, tak też się i stało. Przywieźliśmy psa i człowiek zmarł go obejmując.
Często, podczas walki z ciężką chorobą, na leczenie są wydawane wszystkie swoje, a nawet całej rodziny, oszczędności. Kiedy przyjeżdżamy do domu chorego, to nie tylko przywozimy lekarstwa, ale sprzątamy mieszkanie, kupujemy, czego potrzeba, opiekujemy się dziećmi. Boże Narodzenie wszyscy, chorzy i ich bliscy, spotkaliśmy w jednym pomieszczeniu.

Nieodpłatna pomoc jest bardzo szlachetna, jedna wszystko kosztuje. Skąd bierzecie fundusze?

Założyć hospicjum w Wilnie pomógł Fundusz Miłosierdzia z Irlandii, fundusze z Niemiec, Polski, USA. Remont budynku kosztował 3,5 mln litów. Sprzęt medyczny otrzymaliśmy z hospicjum w Niemczech, Polsce i Francji. Meble, obrazy i inne rzeczy – to dary ludzi.

40 proc. kosztów utrzymania pokrywa Państwowa Kasa Chorych, resztę otrzymujemy od ofiarodawców. Każdego miesiąca musimy liczyć, czy wystarczy pieniędzy, czy będziemy mogli dalej pracować. Obecnie pieniędzy wystarczy do lutego, co będzie dalej – nie wiadomo. Ale wierzę w dobroć ludzką, wierzę, że nam pomogą i nie pozostaną obojętni na ból innych. Jestem dumna ze swego personelu. Często pracownicy nie mają nawet minutki na wypicie herbaty, gdyż cały swój czas oddają pacjentom.
To, że wyremontowaliśmy stary, opuszczony budynek i założyliśmy hospicjum jest prawdziwym cudem, drugim cudem jest personel, który udało się zebrać.

Otrzymała siostra statuetkę św. Krzysztofa

Bardzo się zdziwiłam i zarazem wzruszyłam, kiedy zobaczyłam samą statuetkę. Św. Krzysztof z dzieckiem na rękach jest symbolem tego, co robimy – niesiemy na swoich barkach ludzki ból i cierpienia.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion