Tam w końcu go zbudowano, wiedząc, iż znaleźli się po latach właściciele gruntów. Prawdziwi czy nie – inna historia. W każdym razie dysponujący papierami, jasno wskazującymi na ich własność. Sprawę próbował nagłośnić kontrowersyjny parlamentarzysta (kiedyś mniej kontrowersyjny bramkarz ekipyKazimierza Górskiego) – Jan Tomaszewski.

Media dziwnym trafem nie podchwyciły aferalnego wątku i tuż przed rozpoczęciem piłkarskich zmagań trzeba było do 2 wcześniej wydanych miliardów złotówek dołożyć trzeci. Właściciele ziemi pod Stadionem Narodowym zagrozili bowiem prowizorycznym ogrodzeniem terenu i zakazem wstępu, o ile „miasto” nie zrealizuje ich żądań. Nie słyszałem, by warszawiacy mieli za złe swojej prezydent, iż płaci z ich podatków. Euforia igrzysk trwała. Wprawdzie tylko do czasu klapy polskich asów boiska, acz i potem tematu skwapliwie unikano. A były reprezentacyjny bramkarz zajął się głównie wojenką z Grzegorzem Lato…

Medialnie wspominano co prawda fatalną klimatyzację, wciąż niebezpieczne schody i mnóstwo innych mankamentów, pomijając jednak możliwe przecież do udowodnienia prawdopodobieństwo sporych szwindli podczas powstawania obiektu i sprawę płatności. Wystarczy sprawdzić, ile firm, uczestniczących w budowie Stadionu Narodowego zbankrutowało. Jedne – by nie musieć płacić, inne – bo im nie zapłacono…

Bredzili wszyscy

Kabaret z 16. października przejdzie jednak do historii europejskiej piłki nożnej i tu media milczeć nie mogły. Piłkarze Anglii i Polski mieli rozpocząć spotkanie o 21:00, co okazało się niemożliwe, bo miast narodowego stadionu mieliśmy narodowy basen. I to bez Otylii Jędrzeczak… Ktoś nie przewidział deszczu, którego przecież… jesienią być nie powinno. Przynajmniej wedle biurokratycznie zakręconych głów.
Bredzili wszyscy odpowiedzialni (zwłaszcza Agnieszka Olejnikowska, rzeczniczka PZPN, która na pytanie – „Co teraz z angielskimi kibicami?” – nie mogła nawet uspokoić przybyszów, iż w ogóle zostaną ponownie wpuszczeni na stadion. Równie dobrze, wg niej, nie musieli, bo potrzebna była ponowna zgoda policji i innych służb). Niektórzy nie bredzili, tylko unikali kamer i mikrofonów (ministra Mucha). A deszcz padał…
Media na Wyspach miały uciechę już wczoraj, polskie zaczęły „szukać prawdy” od dzisiejszego poranka. I co? I tyle prawd, ilu zainteresowanych!

„Polski Związek Piłki Nożnej informuje na swojej stronie internetowej, że decyzję o tym, czy dach stadionu podczas meczu będzie otwarty czy zamknięty, podejmuje delegat FIFA po uzgodnieniu z drużynami i sędzią głównym. Można w nim też przeczytać, że przed wtorkowym meczem podjęto kroki, aby zamknąć dach stadionu. (…). Zgodnie z przepisami FIFA (FIFA World Cup Brasil 2014, art. 20 paragraf 5) decyzję, czy dach stadionu podczas meczu będzie otwarty czy zamknięty, podejmuje delegat FIFA po uzgodnieniu z drużynami i sędzią głównym. Decyzja ta musi być ogłoszona na spotkaniu organizacyjnym przed meczem.

Przed wtorkowym meczem podjęto kroki, aby zamknąć dach stadionu, jednak, jak podało Narodowe Centrum Sportu, w takich warunkach pogodowych nie było to możliwe ze względów technicznych.”

„W trakcie czerwcowych mistrzostw Europy codziennie rano do znudzenia analizowaliśmy prognozy pogody w Warszawie. Było ciepło, ale i tak na bieżąco monitorowaliśmy sytuację na wypadek nieprzewidzianych sytuacji, np. burzy. Mam wrażenie, że we wtorek tę bardzo ważną kwestię zignorowano. Inna sprawa to drenaż boiska i brak jakichkolwiek działań ze strony organizatorów. Nikt nie zrobił nic, aby wodę ściągać z murawy – powiedział PAP Oleszek. (…).

Po prostu Bareja

Zdaniem polskiego delegata pracującego dla europejskiej federacji kluczowa była poranna narada we wtorek, z udziałem przedstawicieli federacji obu krajów, komisarza FIFA i sędziów. To wtedy powinna zapaść decyzja o zamknięciu dachu.

„Według mnie Narodowe Centrum Sportu nie stanęło na wysokości zadania. Podczas takiego spotkania ktoś z NCS powinien wyraźnie powiedzieć, że są takie i takie prognozy pogody, a dachu nie da się zamknąć pstryknięciem palca kiedy zacznie padać deszcz lub będzie silny wiatr. Niestety, zabrakło wyobraźni – ocenił Oleszek.”

„Angielscy dziennikarze reagują zdziwieniem. – Dlaczego nie można zamknąć dachu? Kto do cholery na co dzień gra na tym stadionie? – dzwonią z Londynu do jednego z polskich redaktorów, przebywającego na trybunie prasowej. – Na co dzień? Coldplay i Madonna – odpowiada im pół żartem, pół serio.

Choć leje co najmniej od dziesięciu godzin, dach ciągle pozostaje otwarty, boisko staje się coraz bardziej grząskie, a kałuże coraz szersze i coraz głębsze. A dach? Ciągle otwarty! Bareja, po prostu Bareja.”

„Kiedy mam parasol, to nie czekam cały dzień, aż zacznie padać, by go otworzyć. Wynajmuję obiekt sprawny, a potem okazuje się, że murawa ma grubość 10 centymetrów, a podczas Euro miała 40 cm. A do tego nie można otworzyć dachu. Jeśli dachu nie da się otworzyć, to trzeba go zlikwidować – powiedział Lato na antenie TVN24.”

W myśl takiej, praktycznej bardzo, filozofii – zarząd PZPN podjął decyzję o wystąpieniu do Ministerstwa Sportu i Turystyki z roszczeniem o naprawienie poniesionych strat i wyrządzonych szkód. Ministra Mucha ma problem, tym bardziej, iż posłowie Solidarnej Polski żądają jej dymisji. Swoją drogą, odkąd lubelską działaczkę PO z KUL lansować zaczął jej ówczesny lokalny przełożony – Janusz Palikot – kariera przyszłej ministry nabrała rozmachu. Mimo wpadek, których nie wybaczono by nawet min. Kopacz. Może to i nie tylko rzecz gustu premiera Tuska, ale koalicyjnego układu. Gdyby Ministerstwem Sportu i Turystyki zarządzał ludowiec (nawet w spódnicy) – jego przyspieszonej dymisji nic by nie zapobiegło. „Swoich” rozliczać trudniej.

Żadna ze stron nie chciała takiego rozwiązania

Niewielu kibiców i nie-kibiców obchodzą takie „komunikaty”:
„W związku z pojawiającym się w mediach sprzecznymi informacjami dotyczącymi możliwości operowania dachem Stadionu Narodowego w Warszawie prezentujemy fragment instrukcji obsługi rozsuwanego dachu wewnętrznego. Instrukcja ta stanowi element dokumentacji powykonawczej i została opracowana przez firmę Cimolai Technology. Zgodnie z zapisami instrukcji w przypadku deszczu niemożliwe jest uruchomienie systemu napędowego dachu – pisze w komunikacie Narodowe Centrum Sportu.
Murawa boiska Stadionu Narodowego w Warszawie została wykonana z materiałów, które zapewniają prawidłowe odprowadzenie wody charakterystyczne dla konstrukcji boisk piłkarskich.
Płyta boiska stadionu wyposażona jest w instalację drenażową w rozstawie umożliwiającym spływ wód opadowych, a warstwy murawy są tak zaprojektowane, że spełniają wymogi normy DIN18035 dotyczące przepuszczalności podłoża. Drenaż działa prawidłowo – w ciągu kilkudziesięciu minut po zamknięciu dachu woda odpłynęła i kałuże zniknęły – czytamy dalej.

Przypominamy, że zgodnie z informacją otrzymaną od organizatora meczu Polska – Anglia, Polskiego Związku Piłki Nożnej, żadna ze stron spotkania nie chciała grać przy zamkniętym dachu. Na zasunięcie dachu muszą zgodzić się delegat meczu, obserwatorzy i drużyny. Żadna ze stron nie chciała jednak takiego rozwiązania – brzmi komunikat.”

Norma DIN180035 niechże sobie pozostanie, gdzie jej miejsce, a boisko niechże nadaje się do gry. Fikcja drenażu nie przekonała nawet prezesa PZPN! Zamiast instrukcji obsługi dachu NCS miało obowiązek zapewnić jego działanie! Jeśli ktoś zamówił u projektanta bubel – niech się teraz z owej „pomyłki” rozliczy.

Totalna kompromitacja

Nie jest tak, jak wielce pokojowo chciałby Jakub Błaszczykowski, kontuzjowany leader polskich piłkarzy: „- To totalna kompromitacja, nie potrafię znaleźć innych słów.I naprawdę nie ma sensu teraz roztrząsać, kto bardziej zawinił: organizator, operator obiektu, czy ktokolwiek inny… Nie przychodziło mi do głowy, że na tak nowoczesnym obiekcie może kiedykolwiek dojść do takiej sytuacji. Jestem w stanie sporo zrozumieć: przepisy, jakieś ograniczenia techniczne i tak dalej… Ale w tych okolicznościach nie mogę się pozbyć wrażenia, że komuś po prostu zabrakło wyobraźni i zdrowego rozsądku”.

Winnych da się określić, Panie Jakubie – od szczebla przetargu i projektowania dachu po zerową decyzyjność sportowych notabli, zaprezentowaną w dniu wczorajszym. Czekali na rozporządzenie premiera Tuska? Na spec-ustawę dachową?

Iluś ludzi zwyczajnie oszukano (sportowców także!). Ba, narażono na poważne koszta i stratę czasu, niekiedy pewnie zdrowia (powinni teraz dochodzić swoich praw poprzez pozwy zbiorowe). To już wszelakich pań rzeczniczek nie interesuje. Za martwienie się o kibiców im nie płacą, tylko za robienie mądrych min. Tym mądrzejszych, im sytuacja bardziej z Barei rodem.

Na znalezienie odpowiedzialnych specjalnie nie liczę. Odium najdroższego Basenu Narodowego Europy spadnie i tak na Grzegorza Lato. Dlaczego? Nade wszystko z tej przyczyny, iż… odchodzi ze stołka i trudno go będzie ukarać choćby pozbawieniem premii. A do pomyj, wylewanych na głowę chyba już przywykł i niezbyt się nimi przejmuje.

Jeśli bowiem nie prezesa PZPN, to szefa NCS czy ministrę Muchę należałoby wysłać na urlop bez możliwości powrotu. Ale to wiąże się z wymianą kadr w ich urzędach. A na nią, zwłaszcza, gdy sondaże są wobec PO bezlitosne, premier Tusk pozwolić sobie nie może. Dziś „swoi” potrzebni mu są bardziej niż kiedykolwiek przedtem, tym bardziej, że „anty-kaszubska” opozycja wewnątrz samej Platformy przybiera całkiem pokaźne rozmiary…

Pozostaje więc poczytać sobie wypowiedzi internautów, wykazujących znacznie więcej odpowiedzialności, niż decydenci i czekać na kolejny kabaret z udziałem rządowych tuzów. To iż nastąpi – bardziej pewne niźli 2 x 2.

Source
bezjarzmowie albo jochlos
Comment Show discussion (7)